piątek, 15 stycznia 2016

Ze śmiercią im do twarzy

Nienawistna ósemka, reż. Quentin Tarantino, 2015.

Filmy autora Pulp fiction powinny nosić znaczek jakości "Tarantino". Ten nietuzinkowy reżyser swój niepowtarzalny styl wykreował na bazie kina niskobudżetowego, pełnego pastiszu, przemocy i wulgarności. Niedorzeczne zdarzenia fabularne, przerysowane postaci oraz hektolitry czerwonej posoki są niezmiennym wyznacznikiem twórczości Quentina. W rzeczy samej, Tarantino od lat konstruuje filmy, których nie można pomylić z autorstwem żadnego innego reżysera. Z pewnością autor Django porusza się w obrębie swojej własnej, utartej już konwencji, ale czy to wada?

Tytuł obrazu tym razem jest również metaforyczny. Ósemka pałających nienawiścią ludzi bierze udział w kryminalnej intrydze. To także ósmy z kolei film Tarantino, co jest informacją znaczącą, gdyż jakiś czas temu reżyser zapowiedział, że w jego dorobku znajdzie się jedynie dziesięć filmowych obrazów, po nakręceniu których, usunie się ze świata X muzy. Jest już więc bliżej niż dalej, drżyjcie fani.

Akcja Nienawistnej ósemki rozgrywa się w niecodziennym dla gatunku spaghetti westernu pejzażu. Za oknami Pasmanterii Minnie, ostoi dla zbłąkanych wędrowców, szaleje bowiem zimowa zawierucha. To właśnie zamieć śnieżna staje się pretekstem, który doprowadza do (rzekomo przypadkowego) uwięzienia wszystkich bohaterów w jednej przestrzeni oraz pozwala nam zogniskować uwagę głównie na wydarzeniach mających miejsce wewnątrz zajazdu. A tam będzie już podejrzanie i intensywnie.

John Ruth (Kurt Russell) to łowca głów gotowy na wszystko, by otrzymać swoją zapłatę. Eskortuje on niebezpieczną przestępczynię o wdzięcznym imieniu Daisy Domergue (życiowa rola Jennifer Jason Leigh) wprost na szubienicę w malowniczym miasteczku Red Rock. Daisy nie ma jednak nic wspólnego z uroczą "stokrotką", wręcz przeciwnie — przez większość ekranowego czasu pluje jadem i udaje mało rozgarniętą kobietę, której brak wyczucia stylu i eleganckich manier przypisywanych zazwyczaj heroinom z Dzikiego Zachodu. Więźniarka nie przepuści żadnej okazji by urazić swego oprawcę, co zazwyczaj skutkuje mało subtelną reprymendą w postaci prawego sierpowego. Na swej drodze podróżnicy spotykają kolegę po fachu Rutha, czarnoskórego byłego majora Marquisa Warrena (Samuel L. Jackson) o niechlubnej sławie. Jest on jedyną osobą zdolną przejrzeć i rozwikłać klarującą się dopiero zagadkę. Czujnym okiem spogląda na wszystko, co się wokół niego dzieje i nie omieszkuje tego soczyście skomentować. Ich towarzyszem staje się także nowo mianowany szeryf pobliskiego miasteczka, młody zabijaka Chris Mannix (Walton Goggins). W śnieżnej zadymce docierają wprost do opuszczonego chwilowo przez właścicieli zajazdu Minnie. Zostają tam uwięzieni wraz z innymi podróżnikami: łudząco przypominającym zmanieryzowane kreacje Christopha Waltza — katem Oswaldem Mobray'em (Tim Roth), milczącym rewolwerowcem Joe Gagem (Michael Madsen), woźnicą w uroczym kowbojskim kapeluszu z pomponikami O.B Jacksonem (James Parks), podstarzałym generałem Sandy Smithersem (Bruce Dern) oraz wielkim Meksykaninem Bobem (Demian Bichir). Później do palety aktorów dołącza również zupełnie wyrwany z kontekstu Channing Tatum w roli, która wnosi element zaskoczenia do przebiegłej intrygi. Atmosfera nieufności ani na chwilę nie opuszcza naszych bohaterów. Już się domyślamy, że nie może wyjść z tego dla nich nic dobrego.

Jak to u Tarantino bywa, trup ściele się gęsto, strumienie świeżej krwi tryskają wysoko, ciała doznają znacznego uszczerbku, a wszystko to w rytm energicznej, świetnie oddającej ducha Dzikiego Zachodu muzyce Ennio Morricone. Bohaterowie sypią ciętymi ripostami, zawzięcie się kłócą i próbują odgadnąć swoje zamiary. Prawie nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Na domiar złego, w pamięci nienawistnej ósemki rewolwerowców żywe są jeszcze podziały znane z wojny secesyjnej, które próbują oni zaprowadzić także na gruncie Pasmanterii Minnie. Obraz autora Wściekłych psów okazuje się być przenikliwą analizą amerykańskiego snu, którego realizacja dla wielu pozostawia dużo do życzenia. Inteligentne dialogi, humor właściwy tylko Tarantino, oryginalne niespodzianki scenariuszowe i kunszt pracy reżysera złożyły się na wielkie, przesycone niemal teatralnym klimatem widowisko. Takiego Quentina kochamy.

Moja ocena: 8♥

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka